wtorek, 27 listopada 2018

Pytania konkursowe do książki nr 2 (kl. VI - VIII)

1. Na co byli chorzy? 
a) Oskar
b) Bekon
c) Pop Corn
d) Einstein
e) Peggy Blue
f) Chinka
g) Brigitte


2. Jak często i w jaki dzień rodzice odwiedzali Oskara?
3. Jaką funkcję w szpitalu pełniła Róża?
4. Przez ile dni Róża mogła odwiedzać Oskara (na ile dni otrzymała pozwolenie)?
5. Ile lat miał liczyć jeden dzień w przeliczniku zaproponowanym przez Różę?
6. Jak nazywał się miś-pluszak, o którym mowa w lekturze?
7. Przy kim umarł Oskar?
8. Kim była Dusicielka z Langwedocji?
9. Jak nazywała się „żona” Oskara”?
10. Z kim Oskar spędził bożonarodzeniowy wieczór?
11. Jak koledzy ze szpitala nazywali Oskara?
12. Jaka była ulubiona opera Oskara? 



Odpowiedzi proszę przysyłać do 11 grudnia, w tytule wiadomości wpisując MOL2/2018.



czwartek, 15 listopada 2018

środa, 14 listopada 2018

Barbara Kosmowska „Dziewczynka z parku” – wyniki konkursu:

Poprawne odpowiedzi:
1. Andzia zdobyła wiedzę na temat zwierząt od swojego taty, który był faunistą i pokazywał jej różne zwierzęta oraz ich nory i dziuple.
2. Mama Andzi przed i po śmierci taty ilustrowała książki dla dzieci.
3. Jeremiasz powtarzał klasę, ponieważ chorował na cukrzycę i pół roku szkolnego leżał w szpitalu, przez co nie nadążał z materiałem. Wyznał także Andzi, że nie za bardzo lubił się uczyć.
4. Andzia dała Jeremiaszowi ładny zeszyt. Powiedziała mu, że może to być jego pamiętnik, w którym mógłby notować wszystkie ważne rzeczy. Notes ten miał być prezentem na urodziny dla Zosi, ale Andzia stwierdziła, że koleżanka na niego nie zasługuje i dała go Jeremiaszowi.
5. ,,Lekarstwo na smutek”, które zawsze kupował tata to tak naprawdę sernik z brzoskwiniami.
6. Tango był psem, kundelkiem, który nie miał rodziców. Jeremiasz znalazł go w piwnicy przywiązanego do starego fotela i przez to przegrał grę w chowanego.
7. Jeremiasz chorował na cukrzycę przez co raz na jakiś czas musiał jeździć do szpitala.
8. „ Antośka” była nową pompą insulinową Jeremiasza. Gdy Andzia ją obejrzała to razem z Jeremiaszem nazwali ją ,, Słodka Antośka”, lecz skrócili nazwę do ,, Antośka”.
9. Sekretem Andzi była obietnica taty, który powiedział jej, że jak umrze, to nie tak całkiem, że będzie patrzył na świat z góry jak ptak kowalik. Gdy Andzia zobaczy ptaszka to on zawsze ją zawoła.
10. Ulubionym ptakiem taty Andzi był kowalik. Miał on od łebka do szyi charakterystyczną czarną kreskę oraz potrafił schodzić z najwyższego drzewa głową w dół.


Punktacja:

Imię i nazwisko

Ilość punktów
(książka nr 1 - 
 maks. 10 p.)
Ilość punktów za wszystkie zadania
Paulina Bąk
10
10
Adrianna Białczak
10
10
Nikodem Karla
10
10
Natalia Kulińska
10
10
Jagoda Mleczko
10
10
Lena Mleczko
10
10
Aleksandra Ogórek
10
10
Oliwia Pastuszczak
10
10
Janina Przepiórka
10
10
Paulina Pomorska
10
10
Wiktor Stroński
10
10
Marta Więcławek
10
10
                                  


wtorek, 13 listopada 2018

Książka nr 2 (kl. VI-VIII)


Eric-Emmanuel Schmitt
Oskar i pani Róża

Pytania do książki zostaną opublikowane 27 listopada.

"Duch starej kamienicy" - wyniki konkursu

Przykładowe opowiadania:

Rudolf
Ten dzień zaczął się jak zawsze, ale… spotkało mnie coś niesamowitego!  Posłuchajcie…
Jak wiecie nazywam się Prot IV (tak, TEN Prot IV i tak, znam ducha Maćka). Mieszkam w starej kamienicy, tej samej, w której mieszka Maciek. Zazwyczaj wstaję około 8 (wiem, trochę wcześnie jak na Prota), zjadam śniadanie i idę na spacer. Tamtego dnia było jednak trochę inaczej – obudził mnie hałas. Zdziwiłem się, bo rzadko budzi mnie coś innego niż poranne słońce. Podniosłem głowę, wstałem z koca i…
- Na kota w butach! Co tu się dzieje?! – nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał najprawdziwszy w świecie… renifer!
- Masz coś do mnie?! Co?! – odezwał się, chyba niezbyt zadowolony z mojej reakcji.
- Tak, znaczy nie …, znaczy… - zaczęły plątać mi się słowa. – Skąd ty się tu wziąłeś? – wydukałem w końcu.
- No… przyleciałem.
- Ale skąd renifer w mojej piwnicy? I to w środku października? Przecież Święty Mikołaj rozdaje prezenty dopiero w grudniu! – nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje.
- Myślałem, że już jest grudzień. Dopiero przed chwilą zorientowałem się, że jeszcze jest październik – wytłumaczył się nieznajomy.
- Jak?!
- Zepsuł nam się Odliczacz Miesięcy, czyli coś w rodzaju kalendarza, w którym zamiast dni są miesiące.
         Po dłuższej rozmowie okazało się, że mój gość nazywa się Rudolf i jest, jak twierdzi, najważniejszym ze wszystkich reniferów. On się w ogóle nie spodziewał, że wiem o istnieniu Świętego Mikołaja. Wytłumaczyłem mu, że kilka lat temu, w święta spotkałem starego renifera, który pokazał mi, że Mikołaj, to nie tylko wymyślona przez dorosłych bajka dla dzieci, ale prawdziwa osoba. A wracając do historii… Rudolf okazał się naprawdę spoko gościem, więc postanowiłem pomóc mu w powrocie do domu, czyli Laponii.
         Mieliśmy szczęście, że oprócz mnie nie obudził się żaden Prot. Wylecieliśmy na dwór przez okno. To znaczy wyleciał Rudolf, ale ze mną na grzbiecie.
- Dobra – powiedziałem. - To gdzie ta twoja Laponia?
- No właśnie… Nie wiem – odpowiedział speszony.
- Jak to nie wiesz?
- Zgubiłem kompas…
- O, jacie - z tobą to same problemy są. Chodź – powiedziałem.
- Gdzie?
- Zobaczysz - byłem bardzo tajemniczy.
         Polecieliśmy oczywiście… do Maćka. Po krótce wytłumaczyłem przyjacielowi o co chodzi i poprosiłem o jakikolwiek (działający) kompas, lecz…
- Nie ma go – powiedział do mnie Maciek, zaglądając do komody. - Przyrzekam, że tu był, ale teraz go nie ma. Chwila… O, wiem! Bliźniacy! – zawołał duch i zniknął nam z oczu. Po chwili wrócił z kompasem w ręce.
- Mam kompas od Marka, ale muszę go jak najszybciej oddać, bo nie jest jego – Maciek włożył mi do łapy urządzenie.
- To czyj on jest? – zapytałem.
- Jarka – odparł duch.
- No dobra. Ale jak się tego używa?
- Połóż kompas na podłodze – poinstruował mnie renifer.
- Widzisz? Strzałka jest obrócona w tamtą stronę, więc właśnie tam jest północ…
- Gdzie? W szufladzie? – zaskrzeczała Wiesława, która nie wiadomo skąd znalazła się na strychu.
- Taa… W szufladzie… - odpowiedziałem. Wrona już o nic nie pytała, bo chyba naprawdę pomyślała, że północ to szuflada, a szuflada to północ.
         Podziękowałem Maćkowi i polecieliśmy z Rudolfem w kierunku wskazanym przez kompas. Po jakimś czasie renifer wyjaśnił mi, że aby dostać się do Laponii trzeba przez ok. 15 (magicznych) minut lecieć w kierunku północy. Niestety nie mogłem się tam dostać, bo tylko renifery i Mikołaj mogą wejść do tego czarodziejskiego miejsca. Zeskoczyłem z grzbietu Rudolfa na ziemię. Pożegnaliśmy się i postanowiliśmy, że spotkamy się 6 grudnia.  Już miałem pójść w stronę kamienicy, gdy…
- Rudolf! Kompas! – lecz renifer zniknął już z mojego pola widzenia. - No dobra, coś wymyślę - powiedziałem do siebie.
         Wróciłem do domu i od razu pobiegłem do Maćka. Przyjaciel nie był zbyt zadowolony z zaistniałej sytuacji, ale od razu wpadł mu do głowy doskonały plan. Postanowiliśmy, że poślemy Wiesławę po kompas pana Karola. Ona lubi błyskotki, więc wie gdzie jest schowany. Pomyśleliśmy sobie, że mimo, że igła w tym urządzeniu jest zepsuta, to po lekkim oczyszczeniu z kurzu nie będzie widać różnicy między kompasem Jarka, a kompasem pana Karola.
- Mam – zaskrzeczała Wiesława. – Wrona przyleciała do nas niosąc w dziobie zakurzony kompas, który od razu dała Maćkowi.
- Sądząc po tym, że leżał on w starej szafie wśród pajęczyn, to chyba nikt nie powinien zauważyć jego zniknięcia - powiedziała.
         Po wyczyszczeniu urządzenie niczym nie różniło się od tego, które zabrał Rudolf (oczywiście oprócz zepsutej igły). Taki właśnie kompas Maciek oddał Markowi. Niestety – po kilku dniach usłyszałem od Wiesławy, że Jarek zauważył, iż igła jest zepsuta. Przez jakiś czas baliśmy się, że Maciek będzie miał przez to kłopoty, ale na szczęście ani my, ani on, nie byliśmy podejrzani o zepsucie sprzętu.
         Tak właśnie zakończyła się ta niesamowita historia. Teraz tylko czekam na ponowne spotkanie z Rudolfem.



Angelika Kosińska, kl. VII


          






Ten dzień zaczął się jak zawsze, ale … spotkało mnie coś niesamowitego! Posłuchajcie.
Nazywam się Filip i mam trzynaście lat. Mieszkam z rodzicami w bardzo starej kamienicy. Jak mówił mój dziadek w kamienicy z ciekawą historią. Podobno dawno temu były tu widziane na strychu duchy. Nasza dozorczyni pani Guzdralska porządkując piwnicę i stare korytarze wiele razy o nich opowiadała. Nigdy w te historie nie wierzyłem. Tak było do dnia dzisiejszego, kiedy to obudziłem się rano i usłyszałem głośny krzyk naszej sąsiadki pani Kowalskiej.
Wołała, że u niej w mieszkaniu był złodziej, że zginęła jej biżuteria i że pies jest bardzo niespokojny. Wszyscy sąsiedzi zbiegli się do niej. Ja również. Moją uwagę zwróciła kiwająca się lampa i rysa na suficie wokół niej. W mieszkaniu nie było przeciągu, więc bardzo się zdziwiłem dlaczego lampa cały czas delikatnie się porusza. Gdy całe zamieszanie się skończyło wróciłem do siebie. Usiadłem przy biurku i zacząłem przypominać sobie to, co opowiadał mi dziadek. Ubrałem się ciepło i postanowiłem udać się na nasz strych.
Drzwi były stare ale udało mi się otworzyć je po cichu, tak aby nikt nie usłyszał. Gdy oczy przyzwyczaiły mi się już do ciemności, zacząłem oglądać wnętrze. Stał tu wielki pluszowy fotel z dziurą, z której wychodziły włosy. Były też różne inne stare sprzęty. Można było tu dostrzec dwa drewniane stołeczki, miękkie krzesło, kawałek szafy i lustra, łóżko bez materaca, umywalkę, wiadra i mnóstwo kufrów z książkami i walizek z ubraniami. Nagle wśród tych wszystkich sprzętów usłyszałem głośne kichnięcie. Po chwili drugie i trzecie. Przy następnym kichnięciu fotel się poruszył i z dziury w siedzeniu zaczęło coś wychodzić. Schowałem się za kawałek szafy i bacznie przyglądałem się całemu zdarzeniu. Z wnętrza fotela wyłoniło się coś czerwonego. Kichało to i prychało. Po chwili czerwony, dziwny kubrak spadł na ziemię i moim oczom ukazał się mały duch. Zrobiło mi się najpierw gorąco a potem zimno. Słabo zrobiło mi się dopiero wtedy gdy duch zaczął wołać jakąś Wiesławę. I wtedy z belki pod sufitem odezwała się sroka, najprawdziwsza na świecie. Zaczęła krzyczeć na ducha, że jest chory i ma wracać do fotela, że nie po to robiła kubrak na drutach żeby teraz leżał na podłodze. Tego nie wytrzymałem i zapiszczałem. Sroka i duch popatrzyli w moją stronę. Zauważyli mnie za szafą. Nie miałem wyjścia i na trzęsących się nogach opuściłem kryjówkę. Nie wiedziałem co zrobić, więc się przedstawiłem. Duch wydawał się bardziej przerażony niż ja. Zapytał tylko, a właściwie wyjąkał, czy ja go widzę i słyszę. Bardzo się zdziwił, gdy to potwierdziłem. Nie pozostało nam nic innego jak się przywitać. Duch nazywał się Maciek a sroka Wiesława. Usiedliśmy na starych krzesłach i Maciek ubrany w kubrak od Wiesławy zaczął opowiadać mi swoją historię. Dowiedziałem się, że mieszka w tej kamienicy od stu dwudziestu lat i o tym, że jak miał dwa lata to przestał rosnąć. Dłuższą chwilę zajęło mu wyjaśnienie dlaczego jest chory. Okazało się, że podczas wprowadzania się Marka i Jarka z tatą doktorem do mieszkania po staruszce zbyt długo był na podwórzu. Najbardziej żałował, że zostawił w szafie chłopców swój parasol, różowy w zielone koguty. Opowiedział mi także o spotkaniu z Mikołajem i o tym jak stary kot Fryderyk trafił do Marka. Walka z mrówkami była także tematem ciekawej historii. Jednak najbardziej zainteresowało mnie to, jak Maciek opowiedział o odwiedzinach swojej rodziny, mamy, taty i Kalasantego – jego brata, po stu latach nie widzenia się. Wyjaśnił się także powód rysy na suficie u pani Kowalskiej. To właśnie Maciek siedział na niej a pies go widział i na niego szczekał. To wszystko wystarczyło mi jak na jeden dzień. Grzecznie się pożegnałem i umówiłem na kolejne spotkanie.
Może opowiem o wszystkim dziadkowi i zechce on kolejnym razem wybrać się na strych razem ze mną. I tak ten dzień, który zaczął się jak zawsze skończył się inaczej ponieważ nie co dzień poznajemy nowego przyjaciela, który jest duchem.

Filip Przepiórka, kl. VII




Ten dzień zaczął się jak zawsze ale... . Spotkało mnie coś niesamowitego posłuchajcie. 
Wstałam dość późno około 10:00. Bo wczoraj była gwiazdka i sami rozumiecie, kolacja ,prezenty i kolędowanie z przyjaciółmi do późna . Mama jak zawsze od rana krzątała się po domu, a tata jak to ma w zwyczaju pił poranną kawę i oglądał wiadomości. Cieszyłam się ,że dzisiaj jesteśmy sami i nigdzie się nie wybieramy. Po wczorajszym byłam zmęczona. Nie to że narzekam, bardzo lubię gdy nas odwiedzają goście, ale jest to dość męczące. Zjadłam lekkie śniadanie, podczas którego uważnie się przyglądałam każdemu kęsowi władanemu do ust. A z tego względu,że w naszej kamienicy mamy plagę mrówek faraońskich. 
Za oknem było biało i mroźno, tata zaproponował sanki przed obiadem. Stwierdził że taka zabawa zaostrzy nam apetyt. Ubraliśmy się ciepło i poszliśmy na wzgórze, które było tuż za kamienicą. Świetnie się bawiliśmy. Mama z tatą ulepili dużego bałwana, a ja z Agatą i bliźniakami zjeżdżaliśmy na sankach. A gdy znudziło nam się zjeżdżalnie zrobiliśmy bitwa na śnieżki dziewczyny na chłopaków, rodzice też się przyłączyli. Było super bo wygrały dziewczyny. Po obiedzie mama zaproponowała film. Uwielbiam nasze seanse filmowe. Siedzieliśmy sobie na kanapie i zajadaliśmy popcorn. Tym razem oglądaliśmy ''Niekończącą się opowieść''. Chodź tak na prawdę próbowaliśmy oglądać. A z tego względu, że Jarek testował swój prezent. Dostał trąbkę i trąbił tak głośno, że aż uszy bolały. Mama dała głośniej telewizor, ale to nic nie dało. Tata stwierdził,że film obejrzymy wieczorem,jak bliźniaki pójdą spać. Około 14:00 poszłam do swojego pokoju i zaczęłam czytać książkę, którą dostałam pod choinkę. Po chwili rozległo się głośne pukanie do drzwi. Usłyszałam swoje imię i wyszłam zobaczyć kto nas odwiedził. Byli to Agata z bliźniakami.
- Cześć Nasti ! - krzyknęli wszyscy chórem.
- Cześć - odpowiedziałam zaskoczona.
- Ubieraj się i chodź z nami, musimy ci coś pokazać. Pospiesz się ! - przekrzykiwali się bliźniaki.
Poszłam po grubą bluzę i wyszłam z mieszkania za dzieciakami. Gdy wyszliśmy na klatkę schodową,Marek i Jarek złapali mnie za ręce i ruszyliśmy w stronę strychu.
- Na strych ?! - zapytała
- Tak, chodź szybciej ! -krzyknęli podekscytowani.
- Ale ja nie lubię strychów i piwnic. - protestowałam .
- Spokojnie - powiedziała Agata - To jest super zobaczysz .
Gdy weszliśmy na górę rozejrzałam się dookoła. Nie było tak źle, trochę
zagracone. Stała stara szafa, metalowe łóżko bez materaca, lustro, stary kufer z książkami, drewniane stołki, krzesło i kilka walizek ze starymi ubraniami. Był też śmieszny kapelusz z kolorową papugą i owocami. Moją uwagę przykuł wielki pluszowy fotel. Podeszłam do niego żeby mu się przyjrzeć.
- Wiecie czyj jest ten fotel ? - zapyałam dzieciaki .
- Tak  wiemy - odpowiedziały dzieci.
- To czyj ? - zerknełm pytająco .
- Maćka - odpowiedziała Agata.
Chwilę się zastanawiałam,o jakiego Maćka im chodzi. Przeciesz w naszej kamienicy nie mieszka jakiś Maciek.
- Jakiego Maćka ? Przeciesz nikt taki tutaj nie mieszka. - powiedziałam ...
- Maciek jest nie dużym bardzo miłym duchem mieszkającym na strychu. - wyjaśniła Agata.
-Agatko to że masz w domu wieloryba to już wszyscy wiedzą,ale duch w naszej kamienicy to już za wiele. - powiedziałam. 
- Ale to prawda - powiedzili chłopcy.
Spojrzałam na nich i popukałam się w głowe. Zmęczona tymi kłamstwami usiadłam na wielkim fotelu.
- Auć!!!! - przerażliwy krzyk.
-Podskoczyłam jak popażona.
-Co to ?! - zawołałam .
- Usiadlas chyba na Maćku - powiedziłą Agata .
- Przestań wymyślać - powiedziałam
W tym momencie z fotela wyłoniła się jakaś postać.
- Cześć jestem Maciek. - odezwała się zwjawa.
Przerażona stałam jak słup soli. Nogi odmówił mi posłuszeństwa i jakby wrosły w podłogę język staną mi kołkiem w gardle i nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Ona jest w szoku - powiedział Marek.
Agata złapała mnie za rękę i powiedziała:
- Maćku przedstawiam ci Anastazje.
- Przepraszam że cię przestraszyłem, jestem duszkiem tej kamienicy - powiedział.
- Ale duchy nie istnieją - wydusiłam z siebie drżącym głosem
Agata podsunęła mi krzesło abym usiadła.  Jarek zaproponował,że zaprowadzą mnie do swojego ojca, który jest lekarzem. Zastanawiam się po co, ale gdy zobaczyłam swoje odbicie w  lustrze to sama się wystraszyłam.
- Nie trzeba, już mi lepiej, dajcie mi jeszcze chwile -powiedziałam
  Duszek siedział na swoim fotelu i bacznie mi się przyglądał. Miał na sobie śmieszne czerwone ubranko i skarpety. Z których jedna była większa a druga mniejsza.
- Skoro jesteś duchem,to dlaczego nie straszysz, nie wyjesz i nie hałasujesz łańcuchami ? - zapytałam .
- Nigdy nie lubiłem straszyć,może dlatego ze gdy wyłem to wszyscy się śmiali  -odpowiedział.
- Mieszkasz tu sam, czy są jakieś inne duchy ? - zapytałam .
- Jestem jedynym duchem w tej kamienicy - odpowiedział - ale mieszka ze mną sroka Wiesława,a tak na prawdę to ma na imie Joanna .
Ucieszyłam się ,że jest jednym duchem w tej kamienicy, bo chyba bym dostała zawału jak by z szafy lub kufra wyskoczyły inne duchy.
-To po co się ujawniłeś? -zapytałam.
-Bo chciałem mieć przyjaciół wśród ludzi ,a nie tylko wśród zwierząt.Bardzo lubię Wiesławę,choć czasem mnie denerwuje,Psot 4,nie zawsze ma dla mnie czas.
-Długo tu już mieszkasz? Zapytałam.
-120 lat. Wcześniej mieszkałem ze swoją rodziną ,rodzicami i bratem ,ale oni już się wyprowadzili,bo brakowało mamie przestrzeni  do życia.-dodał rozglądając się dookoła.
Wstałam z krzesła i zaczęłam się przechadzać po strychu.Podeszłam do kufra z książkami i zaczęłam je przeglądać. Zastanawiałam się czy Maciek przeczytał wszystkie  książki ,które tu były.
Z walizek wystawały suknie ,wyjęłam jedną z nich i przejrzałam się w lustrze . Była to balowa kreacja ,bardzo elegancka.Agata przyglądała mi się uważnie i powiedziała:
-Mam super pomysł.Poprzebierajmy się w te sukienki.
Marek założył granatowo-srebrną kreacje ,Jarek bordową z długim rękawem,a Agata zieloną z długim trenem.Ja ubrałam czarną suknie zdobioną perłami. Znalazłam też czarne koronkowe rękawiczki. Maciek założył tropikalny kapelusz. śmialiśmy się i naśladowaliśmy panią Kowalska i panią Guzdralską. Tak dobrze nam to wychodziło ,że Maciek popłakał się ze śmiechu. Musieliśmy zachowywać się dość głośno,bo nagle Maciek zawołał:
-Cicho ! Chyba ktoś tu  idzie?
Stanęliśmy jak zaczarowani i nasłuchiwaliśmy.Na schodach usłyszeliśmy kroki .Zaczęliśmy zdejmować z siebie suknie ,ale to nie było proste.Plątały nam się pod nogami i potykaliśmy się o nie.Maciek w ostatniej chwili schował się w fotelu.Na strych wszedł mój tata.Gdy nas zobaczył zaczął się śmiać,tak aż dostał czkawki.Biedak nie mógł się uspokoić, bo co na nas spojrzał  zaczynał się śmiać ponownie. Spojrzeliśmy na siebie i zrozumieliśmy co tak ojca bawiło. Po kilku minutach tata był w stanie coś powiedzieć.
-Dzieci szukamy was, jest już późno.
-Straciliśmy poczucie czasu,ale tak to bywa przy dobrej zabawie-powiedziałam.
Pochowaliśmy ubrania i rozeszliśmy się do swoich mieszkań.
-Gdzie ją znalazłeś ?-zapytała mama.
-Na strychu .Szkoda że ich nie widziałaś .Dawno tak się nie śmiałem,aż mnie brzuch boli.
Mama zerkała raz na mnie ,raz na tatę.
-Co cię tak rozbawiło? zapytała mama.
-Dzieciaki są niesamowite.Poprzebierały się w stare suknie .Szkoda, że nie miałem aparatu,byłyby super zdjęcia.
-Wyobrażam sobie.A teraz idź się wykąp,jesteś cała brudna.Zaraz będzie kolacja-powiedziała mama.
Po kolacji obejrzeliśmy "Niekończącą się opowieść" .Po filmie pożegnałam się z rodzicami i poszłam do siebie.
To był niesamowity dzień .Wierzcie lub nie ,ale poznać ducha to nie lada przeżycie.Do tej pory zastanawiam się,czy to był sen czy nie.Boje się ,że gdy wstanę to cała ta historia okaże się wymysłem mojej wyobraźni.


Anastazja Siuda, kl. VII



Małe rozbójniczki
     Ten dzień zaczął się jak zawsze, ale... spotkało mnie coś niesamowitego! Posłuchajcie jednak od początku.
     Był piękny czerwcowy poranek. Obudziło mnie szczekanie Filusia, ale to nic nadzwyczajnego, bo pies pani Kowalskiej jest bardzo głośny i robi mi pobudkę każdego dnia. Dzisiaj zaplanowaliśmy z Maćkiem piknik. Na pewno jednak nie wiecie kim jest Maciek, więc Wam wytłumaczę. Jest to przyjazny duch kamienicy, w której mieszkam. Syn Oktawiusza i Porcji, młodszy brat Sykstusa i Kalasantego. Ma już sto dwadzieścia lat i różni się od swojej rodziny, przez którą uważany jest za odmieńca. Nie lubi on bowiem straszyć, a woli pomagać swoim współlokatorom. Dzisiejszy piknik także był jego pomysłem, a ja postanowiłem mu pomóc w jego organizacji. Chcieliśmy ułatwić pracę doktorowi Bioderko, który miał wielu pacjentów, a jego synowie Marek i Jarek byli strasznymi łobuzami i przeszkadzali ojcu w leczeniu ludzi. Zaproponowaliśmy więc, że zorganizujemy im ciekawy dzień.
Wszyscy zebraliśmy się przed kamienicą o godzinie dziesiątej. Nikt się nie spóźnił, a była nas spora gromada. Razem z nami szła Agatka, która twierdziła, że ma w wannie kaszalota, jej tata, pani Kowalska ze swoim pupilem Filusiem, pan Karolek z gitarą, cała rodzina Protów, którym przewodził Prot IV oraz Wiesława-Joanna, latająca ciągle nad nami złośliwa i przemądrzała sroka. W kamienicy został tylko doktor Bioderko i gospodyni pani Guzdralska, która musiała pilnować porządku.
- Do zobaczenia wieczorem! Bawcie się dobrze! – żegnali nas.
Cała nasza grupa udała się do sklepu, który przylegał do naszej kamienicy i był zawsze otwarty. Straszni się zdziwiliśmy, gdy okazało się, że drzwi sklepiku są zamknięte.
- Coś się musiało stać! – powiedział tata Agatki
- To nieprawdopodobne! Niemożliwe! Gdzie teraz zrobimy zakupy? Tragedia! – skrzeczała Joanna.
Zaproponowałem, że pobiegnę do domu właściciela, który mieszkał niedaleko i poproszę, żeby na chwilkę przyszedł i sprzedał nam kiełbaski i pieczywo na piknik.
- Pójdę z tobą. – zaproponował Maciej.
Chwilę później byliśmy już u sklepikarza Jarka, który siedział przed swoim domem i strasznie płakał. Jak się na chwilę uspokoił, wyjaśnił nam, że w jego sklepie wyroiły się mrówki faraona, które wszystko zjadają i odstraszają klientów. Postanowiliśmy mu pomóc, bo sklepik był całym życiem pana Jarosława. Pierwszy do pomieszczenia z mrówkami wszedł Maciek. Długo rozmawiał z Faraonem Wielkim, który był przywódcą 222 222 mrówek i po długich negocjacjach doszli do porozumienia. Drzwi do sklepu zostały otwarte i nasz mądry duch oznajmił:
- Faraonki idą z nami na piknik! – po czym zwrócił się do pana Jarka i przekazał mu wszystkie żądania mrówek.
Okazało się, że sklepikarz musiał obiecać, że co drugi dzień będzie dawał bochenek chleba i pięć cukierków delegacji faraonek, która będzie po to przychodziła. Mężczyzna zgodził się na to ze łzami szczęścia w oczach, ponieważ mógł dalej prowadzić swój interes i robić co kocha w życiu najbardziej. Machał nam na pożegnanie i wołał:
- Życzę Wam dobrej zabawy! Jeszcze raz dziękuję za pomoc! Pamiętajcie, że zawsze jesteście u mnie mile widziani! Jestem Waszym dłużnikiem! Dziękuję!
Gdy dotarliśmy na polanę pod lasem, rozłożyliśmy koce i zaczęliśmy zabawę. Mrówki okazały się być całkiem miłymi zwierzątkami i piknik z nimi był niesamowitym przeżyciem. Rozpaliliśmy ognisko, piekliśmy kiełbaski, pan Karolek grał na gitarze i wszyscy śpiewaliśmy, a najgłośniej i najpiękniej nasi nowi przyjaciele, co potwierdził nasz gitarzysta, a on się zna, bo jest nauczycielem muzyki. Bawiliśmy się jeszcze w berka i w chowanego.
Kiedy zaczęło się ściemniać, pożegnaliśmy się z faraonkami i obiecaliśmy, że będziemy je odwiedzać. Sroka Wiesława powiedziała, że zrobi im na drutach ciepły, wełniany koc, żeby mogły się w niego wtulać, jak przyjdą chłodniejsze dni. Ja, obiecałem postawić im szałas, żeby mogły się w nim schronić przed deszczem.
- My zrobimy Wam łódkę, żebyście mogły pływać w strumyku! – przekrzykiwali się bliźniacy Jarek i Marek.
- Bardzo Wam wszystkim dziękujemy. Jesteście dla nas tacy dobrzy! Przepraszamy za nasze wcześniejsze zachowanie w sklepiku – odpowiedziały mrówki zgodnym głosem.
- Przeproście pana Jarka sklepikarza – odezwał się poważnie Maciek.
- Oczywiście, że przeprosimy i nazbieramy mu wielki kosz poziomek, żeby nam wybaczył. Oby tylko dał się przeprosić. Byłyśmy takie okropne – odpowiedziały smutno.
- On jest bardzo dobrym człowiekiem, który nie chowa urazy. Będzie dobrze! – pocieszył mrówki duch.
- Do zobaczenia! Dobranoc! – wykrzykiwaliśmy jedni przez drugich.
- Do widzenia! – odpowiedziały chórem małe zwierzątka.
Do naszej kamienicy wróciliśmy już po zachodzie słońca. Każdy z nas był zmęczony, ale uśmiechy nie schodziły nam z twarzy.
     To był niesamowity dzień. Tego zdarzenia nigdy nie zapomnę. Najważniejsze, że mrówki zrozumiały swoje złe postępowanie. Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie i wszyscy są zadowoleni.
MIKOŁAJ KARLA, KL. VI



Punktacja:

Imię i nazwisko
Ilość punktów
(książka nr 1 -
maks. 10 p.)
Ilość punktów za wszystkie zadania
Mikołaj Karla
10
10
Jonatan Mędrek
9
9
Tymon Hajdusianek
6
6
Agata Bury
9
9
Zofia Jakubiec
10
10
Angelika Kosińska
10
10
Kinga Kwaśny
10
10
Filip Przepiórka
10
10
Anastazja Siuda
10
10
Agnieszka Mozol
9
9
Natalia Pomorska
10
10

Pytania do książki nr 5 (kl. IV-VI) - A. Onichimowska "Duch starej kamienicy"

 1. Ile lat miał duch Maciek? 2. W jakim wieku przestał rosnąć? 3. Które zdanie jest prawdziwe? a. Rodzice bardzo kochali swojego jedynego s...